(Tu znajdziesz wiersz w oryginale hiszpańskim, który potem przetłumaczyłam na polski.)
Mis páginas - Moje strony
martes, 22 de diciembre de 2009
Moja poezja: O, Poezjo...
Moja poezja: Chciałabym o miłości pisać pieśń...
Moja poezja: Mam taki ogień, taką burzę wewnątrz...
Moja poezja: Urodziłam się w miejscu, które jest na końcu świata...
sábado, 12 de diciembre de 2009
A veinte años de la publicación de las "Obras Literarias Completas" de José Sabogal Diéguez
La publicación fue financiada por el CONCYTEC y estuvo a cargo de Ignacio Prado Pastor, mi editor de siempre. La redacción del texto estuvo a cargo de Fernando Málaga Málaga, mi esposo. Diseñó la carátula Gamaniel Palomino, discípulo incondicional de mi abuelo, quien ya no se encuentra entre nosotros. Aquí va mi agradecimiento eterno para todos ellos.
jueves, 12 de noviembre de 2009
martes, 13 de octubre de 2009
Visita a las ruinas de Incahuasi
jueves, 1 de octubre de 2009
Piezas falsas de José Sabogal Diéguez en la exposición "José Sabogal, su entorno y su tiempo"
Y lo más grave es que estas piezas figuran también como obra suya en el catálogo publicado por el Instituto Cultural Peruano - Británico.
Fiesta Serrana - óleo, fechado en 1926
La quena - tinta, fechada en 1920
Dos paisajes serranos - dos tintas, fechadas en 1921
sábado, 19 de septiembre de 2009
Cuadros falsos de José Sabogal en circulación
Asimismo reitero que en la Exposición "José Sabogal, su entorno y su tiempo" al lado de piezas auténticas suyas como los grabados y algunos óleos como"La santusa" o "El recluta", se muestran también como obra suya cinco piezas, tres tintas y dos óleos, que definitivamente no son su obra.
martes, 8 de septiembre de 2009
sábado, 5 de septiembre de 2009
Sobre la exposición "Sabogal, su entorno y su tiempo"
Me he criado rodeada de piezas de mi abuelo en todas las paredes de mi casa y tengo el ojo para reconocer la mano y la firma de mi abuelo. Se hace urgente el elaborar un catálogo completo de la obra de mi abuelo, hecho con seriedad.
jueves, 6 de agosto de 2009
Conferencia sobre escritores cusqueños en la Feria Internacional del Libro de Lima
Gabriela presentó asimismo su propio libro de relatos "Huellas sin tiempo" y el libro "Viento de fuego" del escritor quillabambino Iván Yauri, quien no pudo llegar a Lima.
Al finalizar su ponencia Gabriela invitó gentilmente a la escritora Alfonsina Barrionuevo a que la acompañara en la mesa y nos presentara sus últimas publicaciones.
En esta entrada se pueden escuchar los comentarios de Gabriela Cuba sobre la conferencia y sobre otros temas relacionados con la creación literaria en la ciudad del Cusco. También se pueden escuchar los comentarios de otros escritores cusqueños sobre temas relacionados con la cultura andina.
jueves, 23 de julio de 2009
Sobre la realidad y la ficción
Isabel Allende
domingo, 28 de junio de 2009
De vuelta a mi ciudad (cuatro)
Y sin embargo es cierto, niña angelical. Atravesaste los cielos y los mares para volver a la única ciudad que siempre existió para ti, la ciudad añorada del país perdido de la infancia.
Lima, 31 de mayo del 2009
martes, 23 de junio de 2009
Sobre los problemas
Albert Einstein
lunes, 8 de junio de 2009
Sobre la matanza de la que somos testigos
lunes, 1 de junio de 2009
Sobre la crítica literaria peruana
Maurizio Medo Ferrero:
"Repensando la poesía peruana: una Babel en el continente latinoamericano"
jueves, 28 de mayo de 2009
Sobre la película "Encuentros con hombres notables"
miércoles, 27 de mayo de 2009
Comentando la película "Good bye Lenin"
En general todo lo que se muestra es cierto, si bien aquí sólo comentaré algunos puntos de la película.
La parte en la que Alex y Lara ocupan un departamento vacío, totalmente amoblado, alude a un departamento adjudicado por la administración estatal, cuyo adjudicatario se encontraba ausente. Cosa que por lo demás era de lo más común. Lo que me llama la atención es que el adjudicatario se hiciera humo, porque en Polonia la gente usualmente se aferraba a esos departamentos, aunque no los usara. Tal vez en Alemania la cosa fuese diferente.
Otra cosa muy cierta es la penúltima frase de la película, cuando Alex comenta que su mamá murió en el país de sus sueños, "un país que nunca existió de verdad".
Hay mucha gente para quien la película es simplemente graciosa o "chistosísima". Pero para quienes hemos vivido en carne propia el cambio de sistema, luego de la caída del muro de Berlín, el paso de un planeta a otro, como bien lo definiera Alex, la película tiene también un cariz trágico.
¿Pues que puede ser más trágico que el no poder ver durante años a tu esposo o tu padre, quien se encuentra en la misma ciudad que tú? La escena en la que la hermana le cuenta a Alex del encuentro casual con su padre, quien ni siquiera la reconoció, es realmente conmovedora.
¿Que puede ser más trágico que desistir el seguir a tu esposo al otro lado del muro que divide a tu ciudad en dos planetas contrapuestos, por el temor a que el Estado te quite a los hijos? ¿Y ocultarles durante años las cartas que les envía su papá desde el otro lado del muro, el lado "malo" de Berlín Occidental? ¿Perder el trabajo por ello, y luego acoplarte enteramente al sistema para demostrar que eres una persona confiable? Acoplarte al punto que te crees el cuento, aparentemente al cien por ciento. Aparentemente... ¿Pues que otra cosa te quedaba, si el muro que te rodeaba, te cerraba la vista al mundo entero?
¿Que puede ser más trágico que el destrozo de la vida íntima y familiar por parte de un estado totalitario?
sábado, 9 de mayo de 2009
jueves, 7 de mayo de 2009
Sobre el pasado y las palabras
lunes, 6 de abril de 2009
Sobre traductores y escritores
Émile Cioran: "Confidencias y anatemas"
Cracovia, Editorial Zielona Sowa, 2006
Retraducción del polaco y cortesía de Alhelí
viernes, 6 de marzo de 2009
Imię
Niedoszła ciemność niedoszłego na nigdy czasu. Jaskółki łamiące światło ostatnim swym lotem niepotrzebnym swego niepotrzebnego bytu. Las i jezioro... Zwierciadło wody nakryte rozsianymi liśćmi. Cień zielony niedoszłego światła. Serce jaskółki, zmiłuj się nad nimi...
Ja mieszkałam w wielkiej puszczy nad rzeką Wisłą i nazywałam się Jadwiga. Zdaje się, że już wam kiedyś to wszystko streściłam. Zdaje się, że wam opowiadałam o powrocie mego brata Siri z polowania. Zdaje się, że byłam Słowianką z krwi mojej krwi od niepamiętnych czasów niepamiętnych pradziadków, a mimo to chowałam się w dalekich puszczach do których nikt z moich nie miał dostępu. Rozmawiałam moim językiem i rozumiałam się nim tylko z moim bratem Siri, aż się w nim zakochałam. Ale nie wolno siostrze kochać brata i bratu siostrę, tak że ta miłość i to dziecko zostały przeklęte. Dziecko było wątłe i słabe, i marzyłam by kiedyś dorosło rosłym i silnym mężczyzną, gotowym mnie bronić przed złymi ludźmi. Zrobiłam mu kołyskę z gałęzi i karmiłam je mlekiem mej maleńkiej piersi. Gdy sowy huczały strasząc nas nocą, tyżeś je zabijał zrobionym przez ciebie łukiem.
Nie wiedziałam jak nazwać to dziecko, bo nie znajdowałam imienia które by było jego warte. Choć przecież przedtem uczyłam się wszystkie imiona na pamięć i lubowałam się ich dźwiękiem i znaczeniem, na to tylko by zrodzić kogoś, kogo bym tak mogła wołać.
Dzień twego chrztu, moje dziecię, było jednym z najcudowniejszych dni mego życia. Idąc poprzez rozległe puszcze i polany trafiało się na mały drewniany kościół, któremu tylko my żeśmy byli wierni. Miał on niewysoką wieżę z niedużym dzwonem potężnego głosu, który niepotrzebnie wołał wiekami oczekiwania nieistniejących nigdy wiernych. Brzmiał jednak ładnie rozlegający się dźwięk jego śpiewu, i tylko to wystarczało, by dać sens i wartość jego istnieniu. Zamieszkiwał ów kościółek świątobliwy brodaty starzec, skazany swoim powołaniem na samotność, którą przyjmował z pociechą.
Człowiek ów uradował się bardzo naszym przybyciem, choć przecież wiedział, że popełniliśmy grzech wobec siebie jako rodzeństwo, i ochrzcił cię jedynie sobie znanymi imionami z lubością. Nie chrzcił nikogo od tak dawna, tak dawna, że chciał wszystkie imiona tobie przelać, abyś ty był czarą mieszczącą w sobie cały Wszechświat. Dał ci więc imiona męskie i żeńskie. Byłeś więc zarazem Krzysztofem i Krystyną; niosłeś Chrystusa na twych niemowlęcych ramionach, i szedłeś Jego śladami twymi dziecinnymi jeszcze stopkami. Byłeś Józefem i Marią; chowałeś Boga między sobą, by dotarł granic niedosiągalnych człowiekowi. Byłeś też różnymi innymi imionami, dziecię miłe: byłeś Bogumiłem czy Teofilem, Sławomirem i Kazimierzem walczącym pokojem. Byłeś tym wszystkim i jeszcze więcej, dziecię kochane, tak że po skończonym dniu twego niekończącego się chrztu, nie wiedzieliśmy już kim jesteś ani jak będziemy cię wołać.
Wracaliśmy wieczorem poprzez huczący dzikimi zwierzynami i roślinami las, lecz tyżeś nas strzegł przed tym wszytkim jedynym istnieniem tych wszystkich imion w tobie. Wracaliśmy nocą, albowiem po słonecznym dniu zawsze nadchodzi jakaś noc, przed którą żeśmy cię ostrzegli tym niekończącym się chrztem.
Nad ranem byliśmy znów w domu i zamieszkaliśmy tam szczęśliwie i wesoło. Od maleństwa byłeś już świętym: bawiłeś się z wężami i pająkami bez strachu i kąpałeś się w skręconych wirach owej strasznej i wielkiek rzeki. Nie doszedłeś jeszcze dorosłego wieku, gdy daliśmy cię na wychowanie świątobliwemu starcu, który był twym chrzcicielem. Kochaliśmy cię, dziecino nasza, i martwiliśmy się z daleka twym istnieniem. Przechodziliśmy gęste puszcze na przełaj, na to by nieść wam jadło i napój i was oglądać.
Wróciłeś któregoś dnia gdyś już był dorosłym i my żeśmy ciebie nie poznali.
- Zwię się wszystkim – rzekłeś – I jestem waszym dzieckiem. Przyszedłem tylko na to, by wam podziękować za to żeście mnie poczęli.
Ukląkł i świątobliwa jego szata turlała się ziemią podczas gdy całował z pokorą nasze ręce.
- Nie masz nam za co dziękować, dziecię kochane – odparłam – Powinnością każdej kobiety jest począć świętego męża na pomnożenie wybranego rodu ludzkiego w walce Boga przeciw Złu. To jedyne com mogła uczynić i com spełniła.
- Dziękuję wam bardzo, matko – rzekło moje dziecię – Za to żeście powierzyli me wychowanie świętemu mężowi. Dziękuję wam także za wszystkie imiona, gdyż istnienie prawdziwego imienia usprawiedliwia już istnienie człowieka, który by je nosił.
Puszcza szumiała dalej swym wiecznym szumem odgradzającym nas od wszystkiego i wszystkich. Objęłam twoją pochyloną w pokorze głowę i był to drugi najcudowniejszy dzień mojego życia, po owym dniu twego niekończącego się chrztu.
Lima, 1980
Opowiadanie Isabel Sabogal Dunin - Borkowskiej
miércoles, 4 de marzo de 2009
Skalista dolina snów
Pamiętam ciemne wieczory smutku, opatulona w słodki zapach krzaku jaśminu ponad szybowaniem kolorowych papug. Nazywałam się... Jakżeż się nazywałam? Wszystko to są wspomnienia niejasne, splątane już niewyraźnie ze snami i filmami w głuchej pamięci życia. I jakieś czarne pianino w białym domu, gdzie Babcia uczyła mnie grać przesłodki, a zapomniany już mazurek Szopena, mimo że Jerozolima była gdzieś, na innym krańcu nieznanego świata. I jakieś niesmaczne potrawy z papug, i czarno oprawione skórą bizontów książki magii i hebrajskiego na półce jakżeż już dalekiego ojca. Pamiętam jak wchodził groźny i chudy ze złotymi okularami na nosie, a ja się chowałam ze strachu pod ciężkimi fotelami salonu.
I jakaś kaplica wkopana w skalistą ścianę góry, Matka Najświętsza i mdły pod nią zapach kwiatów śmierci. A przecież, mimo wszystko, nie można powiedzieć abym była nieszczęśliwa w owej skalistej dolinie snów. I jakiś pierwszy pocałunek na twarzy, splątanie się naszych obu rąk i słów pośród gwiazd. I to że byłam „tą śliczną, tą ukochaną i jedyną” podczas gdy wcale się taką nie czułam. A przecież było jakieś mgliste szczęście w owym życiu dla życia. I jakiś burzliwy szum rzeki łamiącej oporne kamienie na swej drodze popod lejącym się deszczem. Piaszczysta plaża i krążące po niej rude skorpiony śmierci. I błyskawice przeszywające ciemność w burzliwych nocach niespania. I to, że się było już samą sobą, a nigdy już nikim innym. I jakiś głos wołający mnie rozpaczliwie, podczas gdy ja nie chciałam już odpowiadać, ukryta na zawsze pod zakurzonymi książkami.
(Obraz Gauguina) – Jadwigo, Jagienko, Jagodo!
Fragment opowiadania "Skalista dolina snów" Isabel Sabogal Dunin - Borkowskiej
domingo, 1 de marzo de 2009
Dni poczęcia
żeby je nazwać. Świat dopiero wyłaniał się z chaosu, dopiero zaczynał się odróżniać dzień od nocy, Światło od ciemności, wody oceanu od twardej ziemi. Zwierzęta jeszcze nie rozumiały, że nareszcie istnieją, chodziły węsząc, przestraszone i pragnąc powrócić znów do snu wiecznego, skąd je nagle wyrwano. Nie rozróżniały się jeszcze, nie wiedziały kogo pożerać i komu dać się pożreć. Rośliny najprzeróżniejsze plotły się między sobą, rozwijały się i rosły w różne strony, nie wiedząc czy szukać światła czy cienia, suchości czy wilgoci. Pachniały mocno i tak upajająco, że same się między sobą zabijały. Pomruk zwierząt i poszum lasu nie dawały się rozróżnić od ciszy, tak wszystkie rzeczy były jeszcze ze sobą splecione.
Nie było prawie domów, oczywiste, wyłaniająca się natura napełniała sobą cały świat, a wśród niej mieszkali Pan Bóg i Aniołowie Najświętsi, którzy pomagali Panu w dokończeniu Świata, w nadaniu mu rzeczywistej formy, w wyłonieniu go z chaosu. Pracowali dużo, nie wiem ile dni czy nocy, nie dały się przecież jeszcze odróżnić, tak jak jeszcze nie odróżniały się godziny. Zmęczeni pracą wracali potem do swoich domków i odpoczywali, zjadając małą wieczerzę. Panna Najświętsza, najpierwsza stworzona przez Boga, jeszcze przed stworzeniem aniołów, doglądała ich dzieła z daleka i opiekowała się nimi. Wystarczała jej delikatna i cicha obecność, by wypełnić wszystko wokół światłem, szczęściem i miłością. Gdy wychodziła spacerować, to nie Ona tworzyła Świat, tylko Świat tworzył się dla Niej. Wychodziły z głębi ziemi uwięzione kwiaty, ptaszęta dobijały się, by wyjść ze swych jajek, ziemie chciały się wyłonić spod oceanu, by Ją widzieć, taka piękna była Matka Najświętsza. W Niej wszystko było, nazwana już była Matką przed poczęciem Syna, a nazwana zarazem Panną, Służebnicą Pańską i Królową Najświętszą. Doglądała wszystkiego i ani jeden kwiatuszek, ani najmniejszy ślimaczek nie uciekł przed Jej miłościwym spojrzeniem.
Tak miały się sprawy gdy pewnego razu, o godzinie zbliżonej do wieczornej, pojawiła się przed domem Archanioła Gabriela chuda i bosa dzieweczka. Jako że Archanioł zrazu jej nie dostrzegł, stała cicho, oparta o drewniany płot, wsłuchana i wpatrzona w pulsowanie świata. Gdy nareszcie ją spostrzegł, wykrzyknął zdumiony:
- Kim jesteś i skąd się tu wzięłaś? Pan Bóg przecież jeszcze nie stworzył małe dziewczynki.
Dziewczynka nic nie odpowiedziała, cóż bowiem mogła odpowiedzieć? Nie miała imienia, nie miała domu, nie miała rodziców jeszcze, bo się to działo w dniach poczęcia. Archanioł przestraszony poleciał zawołać Pana Boga, podczas gdy zgłodniała dziewczynka wyjadała resztki z anielskiego talerza.
- Kto cię stworzył? - zapytał ze złością Pan Bóg, i ponieważ nie odpowiadała, zrozumiał, że stworzyła się sama, że wyłoniła się z chaosu bez Jego planu.
- Gdzie spacerowałaś? - zapytał wtedy Pannę Świętą - Pewnie weszłaś pomiędzy małpy, do jakiegoś ich stada i uśmiechnęłaś się miłościwie do każdej?
- I owszem - odparła Matka Najświętsza. - I wtedy z małpicy wylęgła się ta dziewczynka, przywołana moją miłością. Jest jeszcze taka dzika! - I nachyliła się nad nię z czułością i pogłaskała jej długie paznokcie, jej twardą i brudną skórę.
Pan Bóg był wściekły.
- Teraz - powiedział - zepsuły się wszystkie moje plany. Człowiek stworzony w ten sposób jest dziki, samaś to powiedziała, i pozostanie dzikim aż po wszystkie dni, bo takim został stworzony. Gdybym Ja go stworzył, stworzyłbym nie dzikiego, lecz porządnego człowieka. A teraz...
Anioły płakały ubolewając nad nieszczęściem, zapominając, że człowiek choć dziki, sam się stworzył z miłości.
A Matka Najświętsza, aż po dziś dzień bardziej jest chwalona przez ród ludzki, niż sam jeden Pan Bóg Wszechpotężny.
Lima, listopad 1980
Opowiadanie Isabel Sabogal Dunin - Borkowskiej, wydane w lutym 1990 r w piśmie "Fantastyka"
miércoles, 18 de febrero de 2009
De vuelta a mi ciudad (tres)
lunes, 12 de enero de 2009
Lecturas astrológicas (uno)
Cusco es un lugar precioso, pero donde es imposible acceder a este tipo de materiales en las librerías, de manera que uno está librado a la información sobre astrología a la que pueda acceder por internet, o tiene que buscarla a través de las amistades que manejan el tema. Es por eso que agradezco a todas las personas que me facilitaron estos materiales y me asesoraron en la elección de los mismos. En cuanto a las páginas web recomiendo www.astro.com de Liz Greene.
Lima, cinco de noviembre del 2007