viernes, 24 de septiembre de 2021

Bez znieczulenia

Czytając stronę autorską Andrzeja Pilipiuka, na której dzieli się wspomnieniami szkolnymi, przypomniałam sobie o szkolnych dentystach z czasów PRL, o których wymieniony autor, w żadnym ze swoich utworów wydaje mi się, że nie wspomina. Od tego czasu minęły dziesiątki lat, a ja jeszcze pamiętam ten paraliżujący strach przed pójściem do szkoły Gdyż nigdy nie wiedziałaś kiedy otworzą się drzwi, zawołają cię po nazwisku i zaprowadzą na piekielne katusze, nie tłumacząc co ci leczą, ani i co z tobą robią. Fernando nie mógł uwierzyć, że było to bez znieczulenia, więc zapytałam się znajomej dentystki, która mi to potwierdziła. Nie było wystarczającej ilości środków znieczulających, wobec czego w większości wypadków ich nie podawano.

I były to tortury, które nie wiązały się ani z nagrodą, ani z karą, z tym co zrobiłaś, albo nie, jak w wypadku mojej pierwszej szkoły, szkoły francusko - peruwiańskiej w Limie. Niezależnie od tego, czy była to sprawiedliwie wymierzona kara, czy nie. Ani z tym, jak mnie prawie wyrzucono z niemieckiej szkoły w Getyndze, za to co powiedziałam, choćby to coś było prawdą. 

Patrząc z dala na to i na różne inne rzeczy, które się wtedy działy, nie dziwię się, że któregoś dnia, będąc w siódmej klasie, po prostu odmówiłam pójścia do szkoły. Co zaowocowało tym, że straciłam rok szkolny, gdyż dni moich nieobecności przewyższyły ustaloną normę. Ale wiedziałam, że mogę sobie na to pozwolić, gdyż w owym czasie nie byłam jeszcze obywatelką polską, w związku z czym dyrekcja szkoły nic mi zrobić nie mogła, oprócz niezaliczenia roku szkolnego.



(Celowo uznałam, że wolę się w tym wpisie żadną grafiką nie podzielić, aby nie zniszczyć wygląd blogu)


No hay comentarios:

Publicar un comentario